Ciche, niewielkie, opuszczone, częściowo zniszczone. Inne wielkie, mające groźny oraz imponujący wygląd, „zagospodarowane” przez pasjonatów historii. Rozmieszczone w lasach, na wzniesieniach terenu. Te mniejsze dla przeciętnego człowieka niewidoczne czasami do momentu, kiedy podejdzie bardzo blisko lub wręcz do nich wpadnie. Mowa o schronach bojowych z okresu II Wojny światowej, popularnie zwanych bunkrami.
Zapewne niewielu młodych ludzi zdaje sobie sprawę, że niecałe 50 kilometrów na północny zachód od Czarnkowa rozciągają się pozostałości umocnień Pommerstellung czyli Wału Pomorskiego.

Miał za zadanie obronę wschodniej przedwojennej granicy Niemiec, był rozbudowany na rubieży Szczecinek, Wałcz, Tuczno, Gorzów Wielkopolski, na południu powiązany był z Międzyrzeckim Rejonem Umocnionym. Budowany od 1930 do 1937 roku i dodatkowo wzmocniony na przełomie lat 1943/44 składał się z szeregu potężnych, często z kilkoma podziemnymi kondygnacjami, żelbetowych fortyfikacji umieszczonych w miejscach panujących nad okolicą. Silnie uzbrojonych, a nadto chronionych trudnymi do obejścia rzeczkami, otaczającymi je mokradłami oraz licznymi jeziorami. System największych schronów był połączony starannie zamaskowanymi fortyfikacjami polowymi (również bunkry!), których osłonę dodatkowo stanowiły pola minowe oraz zasieki i przeszkody przeciwczołgowe. Znaczną część terenu była przygotowana do zalania przy wykorzystaniu specjalnie wybudowanych jazów na licznych w tej okolicy niewielkich ciekach wodnych.
O jego przełamanie zacięte walki w lutym 1944 r. toczyli żołnierze nieco już dzisiaj zapomnianej I Armii Wojska Polskiego. Pomimo srogiej zimy dokonali tego, przełamując linie obrony Niemców i 10 lutego 1944 r. zdobywając Mirosławiec, a tym samym wychodząc na tyły wojsk niemieckich broniących głównych pozycji Pommerstellung. W sytuacji zagrożenia otoczeniem i odcięciem od głównych sił Niemcy wycofali załogi swoich kluczowych fortyfikacji na Wale Pomorskim, przez co jego największe obiekty fortyfikacyjne zostały po prostu opuszczone w nienaruszonym stanie. Kluczowe obiekty fortyfikacyjne takie jak Grupa Warowna „Góra Wisielcza” koło Tuczna, czy Grupa Warowna „Cegielnia” w Wałczu zostały zajęte tak naprawdę prawie bez jednego wystrzału, a widoczne tam dzisiaj zniszczenia zostały dokonane już po walkach przez zdobywców, czyli Polaków i Rosjan.
W takie właśnie miejsca 25 października pojechali chętni do udziału w tego rodzaju wycieczce uczniowie szkół ponadpodstawowych Prywatnego Zespołu Szkół w Czarnkowie. W okolicach Grupy Warownej „Góra Wisielcza” pod wodzą pasjonata wojskowości oraz jednocześnie nauczyciela historii pana Piotra Lipskiego zapoznali się z elementami terenoznawstwa, poznali jak wygląda marsz ubezpieczany, z różnym skutkiem spróbowali marszu na azymut. Okazało się przy tym, że telefon komórkowy w lesie zupełnie nie gwarantuje dotarcia do określonego celu, a lepiej znać i przestrzegać zasad korzystania z kompasu oraz mapy. Odwiedzili taż kilka znajdujących się wśród lasów polowych schronów bojowych związanych z fortyfikacjami „Góry Wisielczej”. Na samą górę, czyli otoczony licznymi tajemniczymi hipotezami co do jego zawartości kompleks w miejscowości Strzaliny nie starczyło już czasu.
Kolejny odwiedzony obiekt, to ciężki schron bojowy Grupy Warownej „Cegielnia” w Wałczu oraz towarzysząca mu rozległa infrastruktura obronna. Wejście do zachowanego w dobrym stanie schronu, odwiedzenie utworzonej przy nim placówki Muzeum Ziemi Wałeckiej, a następnie ciągły marsz w górę i w dół, wchodzenie (oczywiście przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa) w różnego rodzaju zniszczone miejsca związane z kompleksem, dały nieźle wszystkim nieźle w kość. Wyjątkiem był niezmordowany, pełen sił i zapału przewodnik, czyli Pan Lipski, który prowadził i opowiadał, opowiadał, opowiadał. Najlepsze było to, że wszyscy z ciekawością słuchali.
Na koniec stwierdzono, że czas wracać… O godz. 14.30 uczniowie zmęczeni, ale cali i zdrowi wysiedli z autokaru w Czarnkowie.